moje dziecko zmarło po porodzie
UK. Lekarze nie podali witaminy K po porodzie. Dziecko zmarło Chłopczyk był wcześniakiem, a poród miał miejsce w 34. tygodniu ciąży. które wykazało, że dziecko po porodzie nie
Po serii badań lekarze postawili diagnozę. Przekazali młodej kobiecie informację, że jej nienarodzone dziecko nie żyje. 27-latka usłyszała, że jej syn nie żyje, ponieważ nie mogą wykryć bicia serca. Zdesperowana kobieta poprosiła o powtórzenie badań. Lekarze postąpili zgodnie z jej wolą i okazało się, że byli w błędzie.
- Stan, w jakim żyło moje dziecko, dramatycznie się pogorszył. Wystarczy porównać wyniki badań z 27 kwietnia i 4 maja - mówi. W poniedziałek po weekendzie serce Odyseusza jeszcze biło
Zgodził się poprowadzić ciążę za darmo. Żałuję że się zgodziłam. Trafiłam na niego w szpitalu na Polnej przy porodzie i zachowywał się jak cham, nie do opisania. DZiecko mi prawie zmarło przy porodzie, a Puacz mi powiedział spotkawszy mnie w windzie, że to ja nie umiem rodzić i prawie sobie dziecko udusiłam.
Prawo do pochówku dziecka nienarodzonego jest niezależne od tego, na jakim etapie ciąży dziecko zmarło. Taki stan rzeczy wynika z § 2 rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 7 grudnia 2001 r. w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi, w myśl, którego „za zwłoki uważa się ciała osób zmarłych i dzieci martwo
Freie Presse Chemnitz Sie Sucht Ihn. W ramach naszej nowej kampanii "Prawda" przypominamy wybrane teksty Onetu, które wpłynęły na otaczającą nas rzeczywistość. W najbliższych miesiącach na stronie głównej będą prezentowane kolejne artykuły z serii #WybieramyPrawdę. 1. Czasami chodzą parami lub następują po sobie jak efekt domina. Innym razem jedną od drugiej dzielą kilometry i lata. Wiadomo, że tragedie lubią się powtarzać. W 2014 roku o Vaishnav Laxman usłyszał cały świat. Szkocka ginekolog w trakcie porodu doprowadziła do oderwania główki dziecka. Lekarze nazywają to dekapitacją. Po cesarce zwłoki zszyto jak pluszowego misia i podano matce. Tak wyglądało ich pierwsze i ostatnie pożegnanie. W 2017 r. Natalia i Bartek ze Strzegomia podobnej szansy nie dostali. Od wujka grabarza dowiedzieli się, że z małej Nadii niewiele zostało. – Była podobna do niczego – tyle im powiedział. 2. Razem mają 52 lata – nadal za mało na żałobę po dziecku. Ona 24, a on 28. Obojgu śmierci nie udało się oswoić. Jej drżą ręce, jemu głos łamie się po pierwszych słowach. – W "Wyborczej" czytałem, że ludzki płód nie odczuwa żadnego bólu przed 24. tygodniem. Po prostu śpi. To powinna być dla nas ulga, prawda? Przeczytam pani fragment sprawozdania z sekcji zwłok… 3. Liczne obrażenia powstałe od działania z dużą siłą narzędzi tępych względnie tępokrawędziastych. Wśród nich: podbiegnięcia krwawe powłok miękkich czaszki, dekapitację z okrężną raną dartą szyi, rozerwanie torebki wątroby, podbiegnięcia krwawe prawego ramienia i przedramienia oraz lewej kończyny górnej, rany darte dołów podkolanowych i lewego uda, podbiegnięcia krwawe prawego podudzia i obu stóp. 4. „Koszmar w Świebodzicach!”, „Prokuratura wyjaśnia, czy doszło do błędu lekarzy”, „Przyczyny zgonu nadal tajemnicze” – o ich tragedii w gazetach napisano tylko raz. Dzień po. Później los rodziców z województwa dolnośląskiego nikogo nie interesował. Zostali sami ze sobą i echem nagłówków, które nadały im nową tożsamość. W rodzimym Strzegomiu stali się matką i ojcem okaleczonego płodu. – Wchodzisz do restauracji i zapada cisza, na poczcie przepuszczają cię w kolejce, ustępują miejsce w autobusie, mimo, że masz tylko 23 lata. Litość innych nie pomaga… 5. Jedenaście miesięcy temu żyli incognito. W planach mieli czteroosobową rodzinę. Zanim Natalia kupiła test ciążowy, zmówiła trzy Zdrowaśki. Tak bardzo chcieli. Foto: Shutterstock Pierwszy i drugi trymestr ciąży przebiegały prawidłowo. Bez porannych mdłości i wymiotów. W 20 tygodniu poznali płeć dziecka – dziewczynka. Wybrali imię – Nadia. Wydruk z badania USG trafił na drzwi lodówki 6. Pierwszy i drugi trymestr ciąży przebiegały prawidłowo. Bez porannych mdłości i wymiotów. W 20. tygodniu poznali płeć dziecka – dziewczynka. Wybrali imię – Nadia. Wydruk z badania USG trafił na drzwi lodówki. 7. r. przyjechali do szpitala Mikulicz w Świebodzicach. Powodem zgłoszenia były utrzymujące się od dwóch dni plamienia. Z tym miejscem mieli dobre wspomnienia. Trzy lata wcześniej Natalia urodziła tam syna. Dostał 10 punktów w skali Apgar. 8. Dyżurujący lekarz dr Krzysztof S. na wykonanie USG się nie zdecydował. Po badaniu ręcznym stwierdził przepuklinę pęcherza płodowego i zalecił leżenie. Szpitalne korytarze pacjentka pokonywała pieszo. – Powiedział, że ze względu na niski wiek ciąży mogę nie urodzić. W Mikuliczu nie ma oddziału dla wcześniaków, w Szpitalu Ginekologiczno–Położniczym w Wałbrzychu jest. Myślałam, że mnie przewiozą, ale w karcie napisano: „po uzgodnieniu z pacjentką odstąpiono”. To nieprawda. Wie pani jaka odległość dzieli oba ośrodki? 10 km! Od do 20 mogli mnie tam przetransportować – 10, 12, 13 razy… Oni czekali. 9. Już na sali koło położna pobrała od Natalii krew, podała jej luteinę pod język, nospę i ampułkę buscolizyny domięśniowo. W ramach ludzkiego odruchu spytała o samopoczucie i wróciła do dyżurki. Przez kolejne godziny nikt nie sprawdził, jak czuła się pacjentka z zagrożoną ciążą. Nie przez oblężenie na oddziale, z rutyny. roku w szpitalu nazwanym imieniem wrocławskiego chirurga nikt inny nie urodził… 10. Mimo zastosowania leków rozkurczowych pobolewania w dole brzucha nie minęły. Po plamienie zaczęło się nasilać. W trakcie wieczornego obchodu lekarz Krzysztof S. zbadał pacjentkę po raz drugi. – Sytuacja jest dynamiczna. Będziemy rodzić – zdecydował. 11. Zgodnie ze standardami postępowania ginekologicznego, na cesarkę było za wcześnie. Brakowało ośmiu dni. O lekarz przebił pęcherz płodowy. – Pamiętam, że zobaczyłam stópki. Lekarz za nie pociągnął, poczułam przeszywający ból. Zapadła długa cisza. Widziałam, jak położna zawinęła tułów w chustę i przeniosła na blat. Padło krótkie: przepraszam. 12. To, co działo się potem, przypominało horror. Lekarz próbował wydobyć z Natalii główkę dziecka tępym narzędziem, a ona krzyczała, że tak się nawet zwierząt nie traktuje. Chwilę później została przewieziona na blok operacyjny, gdzie w znieczuleniu ogólnym (narkozie) wyłyżeczkowano jamę macicy. Zabieg wykonał już inny lekarz – ordynator oddziału. 13. – Po wszystkim w karcie przeczytałam, że ze względu na ułożenie miednicowe w trakcie porodu zastosowano chwyt Veita–Smeliego. Nie wiedziałam, że taki manewr istnieje… Palec środkowy umieszcza się w ustach płodu, palce wskazujący i serdeczny opiera po obu stronach szczęki, a płód układa „na jeźdźca”. Rodzenie główki powinno odbywać się bardzo powoli, ze mnie dziecko wyszarpano. 14. Po przebudzeniu wyła jak dziecko. Bez końca. Bartka na salę nie wpuszczono, kazano mu czekać na korytarzu. Ani anestezjolog, ani położne nie odpowiedzieli na żadne z jej pytań, osobą uprawnioną do składania wyjaśnień był ordynator oddziału. Przyszedł, zamiast przeprosin złożył bezpieczne kondolencje. – „Niezdolne do życia” – tak powiedział, ale przecież to było dziecko. Żywe dziecko. Nawet jeśli Nadia nie miała żadnych szans, to tak nie powinno się umierać… 15. Pierwszą osobą, do której zadzwoniła, była teściowa. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Późne poronienia się zdarzają, matki rodzą mniej lub bardziej chore dzieci, ale lekarze nie urywają im głów. – Natalia, tego nie wolno tak zostawić – powiedziała. – Dzwoń na policję. Funkcjonariusze śledczy ze Świdnicy byli na miejscu po godzinie. Lekarz dyżurny złożył wyjaśnienia i razem z położną bloku porodowego dmuchali w balon. Byli trzeźwi. 16. Następnego dnia nikt nie mówił o wcześniaku niezdolnym do życia, za to uszkodzony płód był na ustach całych Świebodzic. – Nie mogę mówić o szczegółach, ale faktycznie do zgonu dziecka doszło. 19 stycznia prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci i błędu lekarskiego – informował Prokurator Rejonowy w Świdnicy Marek Rusin. Foto: Shutterstock Pierwszą osobą, do której zadzwoniła była teściowa. Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Późne poronienia się zdarzają, matki rodzą mniej lub bardziej chore dzieci, ale... 17. Wywołany do odpowiedzi szpital Mikulicz wydał oświadczenie: "Naszej pacjentce składamy szczere kondolencje i wyrazy głębokiego współczucia z powodu utraty dziecka. Rozumiemy, jak trudne chwile teraz przechodzi. Ratowanie zdrowia i życia młodej kobiety, która zgłosiła się z poronieniem zagrażającym, było dla naszego zespołu równie ważne jak bezpieczeństwo płodu. Niestety mimo wysiłków lekarzy ciąży nie udało się utrzymać". 18. Przez kolejne dni niewygodne pytania dziennikarzy nie ucichły. Rzeczniczka szpitala Mikulicz Anna Szewczuk–Łebska tonowała nastroje: – Lekarz, który odbierał poród, nie jest etatowym pracownikiem szpitala, pełni jedynie dyżury na oddziale ginekologiczno–położniczym, na co dzień pracuje w szpitalach o najwyższym stopniu referencyjności. W najbliższym czasie nie ma zaplanowanych dyżurów. 19. – Szpital oferował Pani pomoc psychologiczną? – Tak, miałam jedną konsultację. Dzień po. – I? – ... (cisza) Foto: Shutterstock To, co działo się potem przypominało horror. Lekarz próbował wydobyć z Natalii główkę dziecka tępym narzędziem, a ona krzyczała, że tak się nawet zwierząt nie traktuje 20. W karcie pacjenta napisano: "Pacjentka w naturalnym okresie żałoby, ujawniała emocje. Rozmowa nakierowana była na udzielenie wsparcia psychologicznego, z bardzo dużą uważnością na potrzeby pacjentki". 21. Po kilku miesiącach śledztwa okazało się, że zakres badanego materiału, jego wielkość i zawiłość przerosły Świdnicę. Sprawę o narażenie na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia przejęła Prokuratura Regionalna we Wrocławiu. W lipcu Rzecznik Praw Pacjenta wszczął z własnej inicjatywy postępowanie wyjaśniające. – To zostało z mojego dziecka – mówi Natalia, pokazując stertę papierów. – Karta informacyjna z leczenia szpitalnego, akt zgonu, rachunek za usługę cmentarną, zawiadomienie o wszczęciu śledztwa, protokoły z przesłuchań świadków. Teczka makulatury po wcześniaku „niezdolnym do życia”. 22. W grudniu wobec wyczerpania możliwości dowodowych śledztwo zawieszono. Prokuratura Regionalna we Wrocławiu uznała, że ze względu na „tragiczny skutek i powagę sprawy konieczna jest analityczna ocena zgromadzonych dowodów”. W tym celu powołano zespół biegłych z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Eksperci przez jedenaście miesięcy pracowali nad opinią, brzmiącą jak wyrok. Błędu medycznego nie popełniono. Postępowanie lekarzy było zgodne z kanonami wiedzy i sztuki medycznej. 23. Proszący o zachowanie anonimowości lekarz, specjalista ginekologii i chorób kobiecych oraz psychiatrii, były biegły sądowy z dziedziny ginekologii i położnictwa, psychiatrii i traumatologii, 43. rok w zawodzie, komentuje opinię biegłych tak: – Polska neonatologia i położnictwo odnoszą sukcesy, czego przykładem jest ważąca 350 g i mająca 26 cm długości Faustynka, ale nie brakuje porażek. W przypadku pani Natalii W. doszło do zaniedbania z winy nieumyślnej lekarza – położnika. Wystąpienie porodu przedwczesnego jest sytuacją, która wymaga zachowania dużej ostrożności, postawy wyczekującej i podjęcia próby leczenia zachowawczego. Niestety, sposób postępowania personelu szpitala wskazuje, że w chwili przyjęcia pacjentki na oddział spisano jej ciążę na straty. Zupełnie niepotrzebnie, bo mimo dodatkowych badań – nigdy nie można być pewnym wagi urodzeniowej płodu – wyjaśnia biegły sądowy. – Nieprawidłowe postępowanie lekarza polegało na przebiciu pęcherza płodowego, co doprowadziło do zmniejszenia rozwarcia szyjki macicy i trudności z urodzeniem główki. Z kolei niecelowe użycie nadmiernej siły skutkowało dekapitacją. Proszę pójść do sklepu mięsnego i kupić półkilogramową perliczkę, a potem proszę spróbować oderwać jej głowę. To nie będzie łatwe. W przypadku dekapitacji nie należy rozwiązywać ciąży drogą laparotomii, ale w znieczuleniu ogólnym przeprowadzić zabieg pomniejszenia główki – np. wymóżdżenia, zaoszczędzając pacjentce możliwych uszkodzeń narządu rodnego i traumy psychicznej. Opinia zespołu biegłych sporządzona w nadmiernie długim czasie miała na celu obronę położnika. Wierze, że zamiary prowadzących poród były dobre, ale w tym zawodzie to za mało. 24. Poczucie krzywdy kazało szukać innych rozwiązań. Poza procesem karnym Natalia i Bartek zdecydowali się złożyć pozew przeciwko szpitalowi w postępowaniu cywilnym. Reprezentuje ich kancelaria prawa medycznego Lazer&Hudziak. – Jest to pierwsza nasza sprawa, która dotyczy dekapitacji. Zasadniczym problemem prawnym w tym przypadku jest to, czy dziecko było zdolne do samodzielnego życia. W zależności od tego można dochodzić zadośćuczynienia za śmierć osoby najbliższej lub też zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych matki – mówi adwokat Joanna Lazer. – Granica możliwości utrzymania wcześniaka przy życiu stale się obniża. W latach 90. podejmowano próby ratowania noworodków powyżej 1000 g, dziś standardem jest 501 g. Dziecko Pani Natalii ważyło 526 g… Być może, gdyby w trakcie porodu nie doszło do urazu, a noworodka przetransportowano by karetką do szpitala o wyższym poziomie referencyjności, byłoby podobnie. Poza tym, czy można nazwać zwykłym powikłaniem przy porodzie rozczłonkowanie ciała płodu? Mam co do tego poważne wątpliwości… – relacjonuje radca prawny Małgorzata Hudziak. 25. W tym roku Natalia i Bartek po raz pierwszy w dniu i Wszystkich Świętych złożyli kwiaty na grobie Nadii. Modlili się o sprawiedliwość, która przez kilka najbliższych lat będzie na urlopie. Kolejnych dzieci nie planują. Chcesz porozmawiać z autorką? @
Dziecko urodzone w 22. tygodniu ciąży zmarło na rękach matki, bo personel szpitala nie chciał ratować życia wcześniaka! Brytyjskie szpitale interweniują tylko w przypadku dzieci, które urodziły się po 24 tygodniu ciąży. Maluchy urodzone wcześniej nie mają więc już szans na przetrwanie...
Strona 1 z 1 [ Posty: 5 ] Odpowiedz z cytatem Witam proszę o pomoc mam pytanie pani urodziła dziecko w Anglii żywe ale tam zmarło i ma na to dokumenty, tylko nie ma peselu. Pozostałą dwójkę też urodziła w Anglii ale mają pesele ponieważ mieszkają w Polsce i chce złożyć wniosek o KDR. Jak to wprowadzić do systemu bez peselu pierwszego dziecka? Cytrynka Stażysta Posty: 184 Od: 05 gru 2018, 10:50 Zajmuję się: DM/KDR/ZP Odpowiedz z cytatem Napisano: 05 maja 2020, 8:21 Jeżeli nie ma peselu. To w takim razie numer aktu urodzenia albo zgonu dziecka, trzeba wpisać. Star493 Praktykant Posty: 14 Od: 27 kwie 2018, 8:52 Zajmuję się: Obsługa KDR Odpowiedz z cytatem Napisano: 05 maja 2020, 8:45 dziękuję za pomoc Cytrynka Stażysta Posty: 184 Od: 05 gru 2018, 10:50 Zajmuję się: DM/KDR/ZP Odpowiedz z cytatem Napisano: 22 maja 2020, 15:54 Czy mogę dopytać ? jak przyznajesz karty ? Mama tata - karty należa sie a czy dzieciom sie należy jak została dwójka ? dziecko zmarło rok po porodzie. Teraz dopiero składaja wniosek. Dzieci sa w wieku szkolnym ( do 18 Można im też przyznać ? ORA Stażysta Posty: 77 Od: 17 sty 2018, 16:49 Zajmuję się: Podinspektor Odpowiedz z cytatem Napisano: 25 maja 2020, 7:47 w tm przypadku karta tylko dla rodziców którzy mieli kiedykolwiek na utrzymaniu 3 dzieci, więc dzieci nie otrzymują kdr, chyba że pojawi się jeszcze 3 dziecko "To err is human, to forgive is divine" ubu Podinspektor Posty: 1388 Od: 27 lip 2017, 11:31 Zajmuję się: KDR Strona 1 z 1 [ Posty: 5 ]
Przyjście dziecka na świat jest najpiękniejszym momentem dla każdego rodzica, dlatego warto, aby wspomnienia tej chwili były utrwalone dzięki dobrej i miłej opiece na oddziale położniczo-noworodkowym. Zobacz film: "Jak uniknąć komplikacji okołoporodowych?" Okres po porodzie nazywany jest połogiem i trwa ok. 6-8 tygodni. Dzielony jest na 3 fazy: poporodową, wczesną i późną. Pierwszą fazę, która trwa 24 godziny od rozwiązania, kobiety spędzają w szpitalu pod opieką ginekologów-położników. Jest to czas specjalistycznego nadzoru medycznego, bowiem po porodzie mogą wystąpić powikłania. Kolejna faza trwa do tygodnia od porodu. Następna i zarazem ostatnia trwa do 6 lub 8 tygodnia i charakteryzuje się zmianami w organizmie kobiety. Należy jednak pamiętać, że ilość dni spędzonych w szpitalu uzależniona jest od metody porodu. Kobiety po porodzie fizjologicznym przebywają na oddziale położniczo-noworodkowym zazwyczaj 2 doby, zaś po cięciu cesarskim do 5 dni. Niestety w momencie zaistnienia powikłań poporodowych pobyt w szpitalu może się przedłużyć. Inną przyczyną, dla której pacjentki nie zostaną wypisane planowo do domu jest na przykład przedłużająca się żółtaczka noworodków, podwyższona temperatura ciała lub choroba dziecka. Należy jednak pamiętać, że nie wszystkie szpitale przedłużają hospitalizację mamy, ze względu na dziecko. Niektóre placówki pomimo wszystko wypisują kobietę do domu. Istnieje jednak możliwość pozostania na oddziale na prośbę pacjentki. Taka sytuacja wiąże się często z ponoszeniem opłaty za każdy dzień pobytu w szpitalu. 1. Pierwsze doby razem z dzieckiem Po porodzie pacjentka pozostaje przez około godzinę na sali porodowej w celu obserwacji położniczej, a następnie przewożona jest na oddział położniczo-noworodkowy. W obecnych czasach w szpitalach ginekologiczno-położniczych stosowany jest system rooming-in, co oznacza, że mama pozostaje na sali z dzieckiem przez cały okres pobytu w szpitalu. System ten wzmacnia więź emocjonalną pomiędzy matką a dzieckiem od pierwszych chwil jego życia. Nie oznacza to jednak, że mama nie może liczyć na fachową pomoc personelu. W sytuacjach, gdy kobieta nie radzi sobie z pielęgnacją noworodka lub karmieniem piersią, zawsze może prosić o pomoc położną. Ponadto, gdy położnica potrzebuje bliskości i wsparcia męża, może to wykorzystać dzięki odwiedzinom. Należy jednak wcześniej zorientować się, w jakich godzinach są one możliwe. Szpitale mają swoje zasady, których należy przestrzegać. Ponadto nieuzasadnione odwiedziny o późnej porze mogą tylko przeszkadzać, zwłaszcza dziecku. Odwiedziny osób bliskich powinny być ograniczone do minimum, ponieważ czas pobytu w szpitalu jest okresem intymnym i zarezerwowanym na regenerację sił przez matkę i dziecko. Spragnieni odwiedzin bliscy i znajomi mogą zobaczyć całą rodzinę po ich wyjściu ze szpitala. Istnieją sytuacje, w których odwiedziny matki i dziecka bezpośrednio po porodzie są niemożliwe. Przykładem jest cięcie cesarskie. Kobieta wraz z dzieckiem pozostaje na oddziale pooperacyjnym, gdzie wizyty są zakazane. Po kilku godzinach spędzonych na sali pooperacyjnej pacjentka trafia na salę oddziału położniczo-noworodkowego. W szpitalach istnieją sale poporodowe o różnym standardzie, dlatego gdy matce zależy na intymności i możliwości długich wizyt męża oraz innych bliskich, warto, aby pomyślała o sali komercyjnej. Mają one podwyższony standard, udogodnienia dla mamy i dziecka, jak również umożliwiają korzystanie z prywatnej łazienki. Niektóre szpitale nie pobierają opłaty za takie usługi, jednak w większości prywatne sale są standardem komercyjnym, za który należy ponieść koszty. W każdym szpitalu ustalane są inaczej, dlatego dobrze uzyskać takie informacje. Warto również zaznaczyć, iż chęć pobytu w prywatnej sali poporodowej należy zgłosić wcześniej, bowiem w tym samym czasie może rodzić kilka pacjentek, które również będą pragnęły leżeć w salach komercyjnych. Najlepiej poinformować o swoich planach na sali porodowej lub jeszcze na izbie przyjęć w trakcie przyjęcia do szpitala. Gdy nie będzie możliwości pobytu w sali pojedynczej lub podwójnej o podwyższonym standardzie, każda kobieta trafia na salę ogólną. Ilość pacjentek na takiej sali uzależniona jest od szpitala. W niektórych jest 3,4, w innych może być nawet 5 lub 6 osób. Warunki również mogą być odmienne w każdym szpitalu. Warto jednak sprawdzić, jakimi łóżkami dysponuje szpital oraz czy przy każdym z nich jest szafka dla pacjentki, czy jest kącik do pielęgnacji noworodka, umywalka z bieżącą wodą, czy łazienka jest przyporządkowana do pacjentek z konkretnej sali i najważniejsze, czy jest możliwość wezwania pomocy poprzez pilota. Inne rzeczy, na które warto zwrócić uwagę, to wyprawka do szpitala. Każda mama powinna przygotować ją przed porodem, najlepiej w okolicach trzydziestego szóstego tygodnia ciąży. Dobrze, gdy szpital przekaże kobiecie, czego może oczekiwać, a co powinna przywieźć we własnym zakresie. Niestety nie jest to standardem. Większość informacji pacjentka uzyskuje już po porodzie, gdy nie ma możliwości lub siły myśleć o zakupach. Do najpotrzebniejszych rzeczy, które powinny znaleźć się w wyprawcenależą: Jedna lub dwie paczki pieluch w kształcie podpasek; Kilka par majtek jednorazowych lub siateczkowych; 2 koszule nocne do karmienia piersią; Szlafrok; Kapcie lub klapki pod prysznic; 3 luźne biustonosze do karmienia piersią; Przybory toaletowe, ręczniki; Maść na obolałe brodawki; Papier toaletowy; Kubek, ewentualnie własne sztućce; Książka lub czasopisma do czytania, gdy dziecko śpi; Pieniądze na nieprzewidziane wydatki; Telefon i ładowarka; Paczka pieluszek jednorazowych lub kilkanaście tetrowych; Chusteczki jednorazowe do pupy, krem do pupy, np. Sudocrem, Kilka cienkich bawełnianych kaftaników lub body rozpinanych z przodu na całej długości, ewentualnie kilka śpioszków lub pajacyków; 2-3 bawełniane czapeczki z luźnymi szwami oraz kilka par skarpet na rączki; Rożek lub kocyk; Ręcznik oraz łagodne kosmetyki do pielęgnacji ciała noworodka. 2. Bezpieczeństwo i opieka w szpitalu Pobyt w szpitalu na oddziale położniczo-noworodkowym jest okresem, który należy maksymalnie wykorzystać na regenerację sił po porodzie, jak również na naukę najważniejszych kwestii związanych z pielęgnacją dziecka i karmieniem piersią. Dlatego istotne jest, aby opieka poporodowa była jak najlepsza. Każda mama powinna sprawdzić, czy na oddziale istnieje możliwość rozmowy z konsultantem laktacyjnym, fizjoterapeutą, psychologiem, neonatologiem, ginekologiem i położnymi oraz możliwość prywatnej opieki położniczej. Dla każdej mamy brak zainteresowania oraz poczucia empatii w takiej chwili jest najgorszą pamiątką po pobycie w szpitalu. Innymi przykrymi doznaniami mogą okazać się również kradzieże na oddziale. Nie często, ale lepiej się zabezpieczać. Dlatego ważne, aby nie zabierać ze sobą żadnych cennych rzeczy. Najlepiej nie nosić biżuterii, a pieniądze, telefon i inne drogocenne przedmioty trzeba dobrze pilnować. mgr Emilia Szalińska-Wyrzykowska Przeczytaj inne porady położnej: Jak przygotować się do pobytu na porodówce? Przygotuj się do porodu! Poznaj warunki na sali porodowej! Dowiedz się, na jaką opiekę może liczyć kobieta rodząca Przeczytaj więcej o wyborze idealnej porodówki: Jak wybrać najlepszą porodówkę? Na co zwrócić uwagę, wybierając szpital do porodu? Sposoby na szybki poród Dowiedz sę, jaka powinna być opieka nad dzieckiem po porodzie? Sprawdź, co cię czeka po porodzie! polecamy
fot. Adobe Stock Zakończyłam wyjątkowo ciężką rozmowę z klientem i poprosiłam swoją asystentkę, żeby zrobiła mi filiżankę herbaty. Miałam kwadrans wolnego czasu przed kolejnym spotkaniem. Tym razem z młodym i obiecującym prawnikiem, którego poleciła mi przyjaciółka wykładająca na uniwersytecie. – Zauważyłam go już na pierwszym roku, a teraz, po jego magisterium, jestem pewna, że to prawdziwy nieoszlifowany diament – powiedziała mi. – Moim zdaniem stanie się ozdobą twojej kolekcji. Kolekcji… Tak, to prawda, przykładałam wyjątkową wagę do tego, jakie osoby zatrudniam w rodzinnej kancelarii. Czyż nie było to moim obowiązkiem wobec ojca i dziadka? To oni byli prawnikami i założycielami, a ja tylko kontynuowałam ich dzieło. Dzieło, które najwyraźniej miało umrzeć wraz ze mną! Dziadek jeszcze dwa lata temu, leżąc na łożu śmierci, wierzył, że dam mu prawnuka, dziedzica nazwiska Głódkowski i spadkobiercę prawniczej schedy. A mój ojciec nie pozbył się tej nadziei do dziś. Wolne żarty! Miałam 42 lata i nie zamierzałam wychodzić za mąż, a już na pewno zachodzić w ciążę. Myśl o dziecku zawsze sprawiała, że robiło mi się niedobrze… – Pani mecenas, przyszedł już pan Rafał Janicki – zaanonsowała mi sekretarka, odrywając od niewesołych myśli. – To świetnie! Niech wejdzie! – przybrałam zawodowy uśmiech. Byłam ciekawa czy będzie jeszcze jednym z tych młodych wilków w eleganckim garniturze, który leży na nim tak, jakby się w nim urodził? Ale chłopak, który wszedł, nie pasował do żadnego z moich wyobrażeń… Był wysoki i postawny, samą swoją prezencją wymuszał szacunek. Inteligentne oczy patrzyły zza szkieł dobrze dobranych okularów, które dodawały mu lat i chyba o to właśnie chodziło. Zauważyłam także, że mankiety koszuli ma spięte dyskretnie eleganckimi spinkami. Nie sądziłam, że ktoś tak młody może zrezygnować z wygodnych guzików na rzecz czegoś takiego. Malwina miała rację, on jest fenomenalny! – pomyślałam. Utwierdziła mnie w tym rozmowa z Rafałem. Był błyskotliwy, ale nie nachalnie. W jego głosie czuło się respekt, lecz wiedziałam także doskonale, że gdyby przyszło mu bronić swoich racji, to zaatakowałby bez pardonu, wytaczając przeciwko mnie cały dostępny sobie arsenał. „Wróżę mu wielką karierę! – pomyślałam, gdy wyszedł. – To doskonały nabytek dla naszej kancelarii”. Następne miesiące pracy z Rafałem tylko mnie utwierdziły w tym przekonaniu. Zadbałam o to, aby pomagał mi we wszystkich najtrudniejszych sprawach, zdobywając w ten sposób niezbędne doświadczenie. Moja sympatia do tego chłopaka rzucała się w oczy i wiedziałam o tym, że pracownicy zaczynają szeptać o pupilku. Wysunięto nawet przypuszczenia, że został moim kochankiem. „To mi pochlebia… – pomyślałam, spoglądając pewnego ranka w lustro. – No cóż, sądząc po jego metryce jest ode mnie młodszy tylko o siedemnaście lat”. Siedemnaście… Ta cyfra mimowolnie przywołała wspomnienia, które natychmiast od siebie odegnałam. Wiele lat temu postanowiłam, że albo przestanę myśleć o tamtej sprawie, albo zwariuję. Wybrałam to pierwsze, lecz najwyraźniej gdzieś w zakamarkach mojej duszy gotował się tamten jad, bo przecież nie byłam w stanie zbudować związku z żadnym mężczyzną. I romans z Rafałem także nie wchodził w grę! Pociągał mnie, to prawda, ale… w jakiś szczególny i niezrozumiały dla mnie sposób. Na pewno nie jako kochanek. Zresztą byłam akurat pewna, że Rafał nigdy by nie przystał na taki rodzaj zażyłości. Był zbyt dumny i ambitny, aby robić karierę przez łóżko szefowej. Wiedziałam, że pochodził z dobrej rodziny zamożnych aptekarzy i spędził szczęśliwe dzieciństwo w małym miasteczku. Kiedyś mi powiedział, że podoba mu się w mojej kancelarii właśnie to, że jest rodzinna. – Dobrze się czuję w tej atmosferze, apteka moich rodziców też jest rodzinnym biznesem – powiedział. – I ty nie poszedłeś na farmację? – zdumiałam się. – Dla mnie było jasne, odkąd skończyłam pięć lat, że sąd będzie moim drugim domem! – wykrzyknęłam. Uśmiechnął się. – Widocznie nie mam w sobie aptekarskich genów. Zresztą nic w tym dziwnego, skoro jestem ich adoptowanym synem. Mają jeszcze rodzonego, Pawła i on na pewno przejmie interes. Aż się do tego pali! Zaskoczył mnie tym wyznaniem. – Wiesz, że zostałeś adoptowany? – zdziwiłam się. – Rodzice od początku nie ukrywali przede mną prawdy – powiedział. – Są naprawdę wspaniali, zawsze mnie kochali i nigdy nie czułem się obcy, nawet wtedy gdy po latach bezowocnych starań urodził im się jednak syn – powiedział. – To muszą być wspaniali ludzie, kiedyś chętnie ich poznam! – wyrwało mi się szczerze i zamilkłam speszona, bo zabrzmiało to chyba dziwnie. W końcu szefowe raczej nie umawiają się na wizyty do rodziny swoich podwładnych. Czyżbym więc już wtedy coś przeczuwała? Mijały kolejne miesiące, Rafał wyraźnie stał się moją prawą ręką i nawet mój ojciec to zauważył. – Już ci chyba do niczego nie jestem potrzebny, przestałaś się mnie radzić w wielu sprawach – powiedział. – Czy to ma jakiś związek z tym młodym człowiekiem? – Nie, to ma związek z tym, że jestem dorosła i doświadczona – zripostowałam. Nie mogę powiedzieć, żebym nie kochała swojego ojca. W jakiś sposób na pewno darzyłam go uczuciem, ale… Zupełnie inaczej, niż Rafał swoich rodziców. Miał dla nich tyle czułości, której zdecydowanie brakowało w moim związku z ojcem. I z matką także nie miałam podobnych relacji. Była zawsze jakby lekko wycofana, żyła w cieniu męża i przyjmowała jego styl zachowania. A tata mroził wszystkich swoim spokojem. Nie było chyba sytuacji, która by go wyprowadziła z równowagi, zawsze na chłodno rozważał wszystkie za i przeciw. No może poza tym jedynym przypadkiem sprzed ćwierć wieku… Wspomnienie tamtych dni znowu wróciło do mnie wzburzoną falą, której tym razem nie zdołałam powstrzymać. Tak, ja, córeczka tatusia i panienka z dobrego domu w wieku siedemnastu lat zaszłam w ciążę z jakimś przypadkowo poznanym chłopakiem. Wtedy wydawało mi się, oczywiście, że to jest wielka miłość na całe życie. Ubogi student, wakacyjne zauroczenie, pierwszy pocałunek… Zostaliśmy kochankami, ale kiedy mój wybranek zorientował się, że jestem w ciąży, zniknął. Po latach dowiedziałam się, że to mój ojciec mu zapłacił, aby ulotnił się na zawsze z mojego życia, ale wtedy to już nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia. Moje dziecko nie przeżyło porodu… Kiedy przypomnę sobie jak bardzo walczyłam o to, aby je w ogóle urodzić, to jeszcze dzisiaj chce mi się płakać. Stanowczo sprzeciwiłam się aborcji i zapowiedziałam rodzicom, że jeśli zrobią cokolwiek, aby mnie do niej zmusić, stracą mnie na zawsze. Chyba się tego wystraszyli, jestem przecież jedynaczką. Wysłali mnie za to na kilka miesięcy do dalekiej rodziny w Londynie, pod pretekstem nauki języka. Chodziłam tam do szkoły i w moim liceum wszyscy uważali, że jestem prawdziwą szczęściarą. Wróciłam do Polski, żeby urodzić syna i to był chyba błąd. Teraz myślę, że w angielskim szpitalu miałby szansę przetrwania. W naszym kraju brakowało specjalistycznej aparatury… Zmarł po trzech dniach. Trzymałam go w ramionach tylko chwilę, mojego małego Adrianka, zanim nie zabrano go ode mnie i nie podłączono do tych wszystkich rurek. O jego śmierci poinformował mnie tata i stanowczo sprzeciwił się, abym zobaczyła jego ciałko. Byłam wycieńczona, na wpół przytomna… Podobno zapadłam na gorączkę popołogową. Nie miałam siły się z nim kłócić. Poprosiłam tylko, aby włożył do trumienki pewną rzecz. Talizman… – Zadbam o właściwy pogrzeb! – stwierdził mój ojciec. Po tak traumatycznym przeżyciu już nigdy nie zdecydowałam się na żaden związek z mężczyzną. Nie byłam w stanie także zajść w ciążę. Zdałam doskonale maturę i poszłam na prawo tak, jak życzyła sobie moja rodzina. Nie miało już dla mnie żadnego znaczenia, kim zostanę w przyszłości. Zanim skończyłam dwadzieścia lat, czułam się kompletnie wypalona… A teraz działo się ze mną coś dziwnego... Jakbym budziła się z jakiegoś długiego snu. Pewnego dnia wstałam rano i stwierdziłam, że… znowu mam ochotę zacząć malować! Kiedyś to uwielbiałam. Nawet myślałam poważnie o malowaniu, marzyłam, że zostanę wielką artystką. Po odejściu Adrianka nie sięgnęłam już po pędzel. Aż do teraz… Na zagruntowanym płótnie pojawił się bukiet kwiatów, jak ze snu. Z każdego pąka wychylały się twarzyczki dzieci – szczęśliwe, śpiące, zapłakane. Moje i nie moje zarazem, bo każda z nich była twarzą mojego syna, taką jaką zapamiętałam i taką jaką mogłam sobie tylko wyobrazić… Kiedy skończyłam, zabrałam obraz ze sobą do kancelarii. – Jest piękny! – powiedział Rafał z zachwytem. – Podoba ci się? To takie moje małe rozliczenie z przeszłością. Teraz chciałabym namalować przyszłość… – zamyśliłam się na chwilę, po czym zapytałam. – Chciałbyś mi pozować? – Nigdy tego nie robiłem… – wyraźnie się speszył. – To nie jest trudne, wystarczy tylko się nie ruszać – zapewniłam go. – Dobrze – zgodził się w końcu. Zaprosiłam go na sobotę do siebie. Kiedy przyszedł, posadziłam go na krześle blisko okna. – Tutaj jest doskonałe światło – powiedziałam ustawiając sztalugi. Zaczęłam szkic, ale ciągle coś mi nie pasowało. Zarys głowy był idealny, ale zarys postaci… – Ta koszula jest za sztywna! – zawyrokowałam w końcu, odkładając paletę z farbami. – Mam ją zdjąć? – w jego głosie wyczułam nutę zdziwienia. Mogłam powiedzieć, że tak i wtedy na kilka godzin miałabym tylko dla siebie jego piękne, młode ciało, ale to byłoby bez sensu… Nie zamierzałam go przecież speszyć czy uwieść. – Niezupełnie – odparłam. – Jeśli ci to nie przeszkadza, mam męską jedwabną piżamę w kolorze burgunda. Takie właśnie lubię, chłodne i nieco na mnie za duże. Może mógłbyś ją włożyć? Jestem pewna, że pięknie podkreśli smagłość twojej cery. Kiwnął głową, więc poszłam po piżamę. Kiedy ją miał założyć, wyszłam z pokoju, ale… nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zerknąć na jego piękny tors odbijający się w wiszącym na ścianie lustrze i wtedy… Zobaczyłam na jego szyi ten złoty łańcuszek! Ten złoty łańcuszek! Nawet przez sekundę nie miałam wątpliwości, co widzę. Może i na świecie są miliardy złotych łańcuszków, ale ten był jedyny w swoim rodzaju. Jedyny i niepowtarzalny… Aż się zatoczyłam, jakby pchnięta przez nadnaturalną siłę. Nie byłam w stanie wrócić do pokoju, chociaż wiedziałam, że muszę. W końcu Rafał zawołał, że już jest ubrany… I musiałam tam wejść. – Pięknie! – powiedziałam z udawanym zachwytem przez ściśnięte gardło. – Ale… światło się zmieniło i chyba nie dam już rady malować – dodałam szybko. Popatrzył na mnie z ogromnym zdumieniem, a ja marzyłam tylko o jednym – aby w końcu wyszedł. Chciałam zostać sama… Kiedy zamknęły się za nim drzwi mogłam przestać panować nad swoją twarzą, którą teraz wykrzywił ból nie do opisania, a z moich ust wydobył się nieludzki skowyt. Musiałam wiedzieć! Musiałam o wszystko zapytać ojca! Nie byłam w stanie prowadzić samochodu, więc wezwałam taksówkę. Kiedy stanęłam w drzwiach u rodziców, musiałam wyglądać strasznie, bo ojciec po raz pierwszy w życiu aż się przede mną cofnął. Wkroczyłam do jego gabinetu, a kiedy poszedł tam za mną, zatrzasnęłam drzwi i zapytałam. – On żyje, prawda? – Kto? – spojrzał na mnie zdziwiony. – Mój syn. On wcale nie umarł! – krzyczałam jak opętana. – Co ty mówisz, córeczko? Co to za bzdura! – plątał się. – Oczywiście, że Adrianek zmarł… – Przestań na chwilę i dobrze się zastanów nad tym, co powiesz, bo od tego zależy wszystko. Albo stracisz córkę, albo zyskasz wnuka! – uprzedziłam go zimno. Zamilkł i wpatrywał się we mnie nieruchomo. – Dwadzieścia pięć lat temu poprosiłam cię, abyś włożył do trumienki mojego synka talizman. Złoty łańcuszek, identyczny jak ten, który mam także i ja. Dobrze wiesz, że dostałam je oba od babci. Są niepowtarzalne i bardzo kosztowne… I teraz są dwa wyjścia. Albo trumienka mojego synka została zbezczeszczona i ktoś zabrał z niej łańcuszek, albo go nigdy tam nie włożyłeś, podobnie jak nie ma w niej zwłok Adrianka. To drugie rozwiązanie zakłada, że mój syn żyje – podsumowałam. Długie milczenie ojca było dla mnie dostateczną odpowiedzią. – Dlaczego mi to zrobiłeś? – jęknęłam, patrząc na niego, jak na potwora. – A co? Miałem pozwolić, abyś przez jakiegoś bękarta zniszczyła sobie życie, zawaliła studia? – powiedział. – I co ci przyszło z tego, że ich nie zawaliłam i tak jak ty jestem wziętym prawnikiem? Czy ty nigdy nie zauważyłeś, że ja tak naprawdę umarłam wtedy, razem z moim Adriankiem? – zapytałam go. Spuścił głowę. – Nie zrobiłem mu krzywdy… Oddałem go do adopcji, podobno trafił do bardzo porządnej rodziny… – wyszeptał. – Podobno? To ty tego nie wiesz? Jak dzisiaj nazywa się mój syn? – zapytałam. – Nie wiem, bo nie chciałem tego wiedzieć. To było dla mnie… zbyt bolesne. Wszystkim zajął się dziadek, on spreparował odpowiednie dokumenty do adopcji, w myśl których rodzicami dziecka byliśmy my z twoją mamą. I on tylko wiedział, jak nazywają się jego przybrani rodzice. Przed śmiercią zniszczył dokumenty i zabrał tę tajemnicę ze sobą do grobu – usłyszałam. – Żyłam między potworami… – pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Powiedziałeś, że wyrzeczenie się wnuka było dla ciebie zbyt bolesne, tak? To może teraz ucieszy cię fakt, że mój syn się znalazł. – Co? Jak? To niemożliwe? – na jego twarzy odmalował się prawdziwy szok. – A jednak… Pewnie gdyby w jakiś sposób przejął geny swoich przybranych rodziców, nigdy bym go nie spotkała, bo tkwiłby za ladą apteki w białym fartuchu. Ale na szczęście prawnicze geny Głódkowskich przeważyły! Mój syn, kontynuując naszą rodzinną tradycję, został prawnikiem. Dodam, że bardzo dobrym. Masz więc szansę poznać swojego wnuka i dziedzica kancelarii. – Oszalałaś? Ktoś poznał twoją historię i teraz ci wmawia, że jest twoim dzieckiem, tak? – popukał się po głowie ojciec. – Nie… Ten mężczyzna nie wie o tym, że jest moim dzieckiem, ale świadczy o tym łańcuszek, który nosi! – wypaliłam. – Chcesz oprzeć swoje rozumowanie na kawałku złota? To są tylko… poszlaki! – Opieram się na tym, co mówi moje serce! – stwierdziłam cicho. – Tato, masz tydzień, aby sprawdzić, czy Rafał Janicki jest naprawdę moim synem. Jeśli tego nie zrobisz, odejdę z kancelarii, zmienię nazwisko i już nigdy mnie nie zobaczysz – zagroziłam. Kiedy wychodziłam, ojciec miał zaciętą minę, ale wiedziałam, że się przejął, bo jakby zmalał, przygiął się do ziemi. Odpowiedź na swoje pytanie otrzymałam w trzy dni. – Tak, to twój syn… I mój wnuk – przyznał. Kiedy powiedziałam Rafałowi, że w chwili urodzenia nazywał się Adrian Głódkowski, nie krył zdziwienia. Oboje odetchnęliśmy, znajdując wreszcie wytłumaczenie dla dziwnej więzi, która nas połączyła od pierwszego wejrzenia. Bardzo chciałam, aby syn nosił moje nazwisko i by w jego metryce w rubryce: matka, pojawiło się moje imię, ale się na to nie zgodził. – Wychowała mnie Barbara Janicka, najlepiej jak umiała. Kocham ją. Nie wymażę jej ze swojego życia, bez względu na wszystko – powiedział. Zgodził się jednak dopisać nazwisko Głódkowski do swojego. Uszanowałam jego decyzję i cały czas nie mogę wyjść ze zdziwienia, jak bardzo jednak los był dla mnie łaskawy. Oddał mi syna – dorosłego, mądrego, wspaniałego człowieka. A mój ojciec dostał wnuka, mimo że sobie na niego kompletnie nie zasłużył. Mam tylko nadzieję, że teraz ze wszystkich sił postara się nadrobić te 25 lat rozłąki i wynagrodzi Rafałowi wszystko to, co odebrał kiedyś Adrianowi. Więcej prawdziwych historii:„Wpadliśmy po 3 miesiącach znajomości. Myślałam, że jakoś to będzie, ale on… powiedział, że nie jest gotowy i odszedł”„Miał być tym jedynym, ale w moje urodziny zniknął i nawet mnie o tym nie poinformował. Miał dziecko z inną…”„Moja wnuczka się zakochała, ale rodzice chcą dla niej bogatego męża. Tym przedpotopowym myśleniem zniszczą jej życie…”
moje dziecko zmarło po porodzie